Era samurajów: Bitwa o Japonię to nowy serial Netflixa. Wedle opisu z platformy powinniśmy oczekiwać dynamicznych inscenizacji z komentarzem ekspertów. Dostajemy 6 odcinków trwających średnio 43 minuty, każdy odcinek jest podzielony na zasadzie scenek rodzajowych przeplatanych komentarzem rzeczonych ekspertów.
Niestety, już po 3 odcinku scenki rodzajowe są powtarzane, a komentarze ekspertów nudnawe (kilku z nich wykazuje niezdrową ekscytację brutalnością walk).
Czy to oznacza, że nie ma sensu oglądać tego serialu? Niekoniecznie.
Pomimo wspomnianych wyżej słabości można dowiedzieć się kilku cennych informacji. Większa część serialu obejmuje okres Azuchi-Momoyama (1568-1600), a końcowe odcinki to już okres Edo, dla osób niezaznajomionych z tamtym okresem historii Japonii, może to być ciekawy materiał.
Serial pokazuje jak determinacja i ambicja pojedynczych osób mogą odmienić losy całego kraju, a także jak ludzie zmieniają się wraz z osiągnięciem osobistych celów. XVI wieczna Japonia to miejsce, gdzie od wielu lat trwa wojna o władzę, w którym krok za sukcesem kroczy paranoja, a w konsekwencji śmierć z rąk cudzych, lub własnych. Spodobała mi się historia powstania legendy ninja oraz kilka szczegółów dotyczących codziennego życia w XVI wiecznej Japonii. Zaskoczyła zaś łatwość ferowania wyroków śmierci i/lub podejmowanych decyzji dotyczących samobójstwa.
Historia opowiedziana w serialu umacnia mnie w przekonaniu, iż nie ma takiej bramy, której nie przekroczyłby osioł obładowany złotem. Tutaj np.: przy wsparciu odpowiedniej ilości monet przemienia się chłopa w ministra (gdzieś to już widziałem) z potwierdzonym przez cesarza szlachetnym drzewie genealogicznym. Natomiast zaskoczyła mnie metoda poprawienia defektu urody własnej, poprzez wyłupienie oka, albo też wątpliwa miłość rodzica, popychająca go do zbrodni na wieść o awansie syna, gdzie celem zbrodni jest ów syn?!
Jak wskazuje tytuł tej mini recenzji należy spodziewać się dużej ilości morderstw, zdrad, spisków oraz rozległych bitew.
Obejrzałem i nie żałuję 6/10.